Wraz z początkiem nowego roku postanowiłam sobie, że lepiej napisać „COŚ” w trzech słowach, niż nie pisać o tym wcale.
Tytuł serialu, to oczywiście numer w USA, pod który dodzwoni się każdy człek potrzebujący pomocy.
Z naciskiem na strażaków, policjantów i lekarzy.
Po pierwszym odcinku dowiedziałam się, że produkcja wyszła spod „ręki” Ryana Murphy’ego – twórcy zarobionego, aczkolwiek nieszablonowego 😉 (Spójrzmy na te wszystkie AHS, ACS, czy inne Królowe krzyku). Zdziwiłam się, bowiem 9-1-1 jest w tym towarzystwie taki… normalny.
FOX zadowolony z wyników oglądalności zamówił już drugi sezon.
Pilot był naprawdę obiecujący, jednak im dalej w las tym gorzej. Patetyczne rozmowy, coraz więcej bohaterskich akcji, jakich nie powstydziłby się Superman, czy inny Batman, a na deser seksualne rozmowy jednej z par, która mogłaby zostać w relacjach przyjacielskich 😉
Mam też zastrzeżenia co do ilości bohaterów pierwszoplanowych – policję reprezentuje jedna Pani (wraz z wątkiem męża – geja), jest dyspozytorka, strażacy: Bobby – szef, Buck – napalony młodzieniaszek i Henrietta (czarnoskóra lesbijka).
Każdy odcinek to nowe przypadki – typowy „procedural” z „amerykańskim” zacięciem. Nie ma co się doszukiwać głębi, czy wielkiego warsztatu aktorskiego. To jest po prostu rozrywka w czystej formie.
Po 5 odcinkach 2,5 bobra.