Jak mi się humor poprawił po prapremierze.
Ale oczywiście, tym, którzy czekają na emisję telewizyjną nie zamierzam psuć wrażeń – zapraszam Was na recenzję za tydzień.
Ci, którzy oglądali w Ipli – zapraszam już dzisiaj.
Narzekałam w ubiegłym tygodniu, że wszystkie wątki są nijakie, a bohaterowie zmienili się nie do poznania. Sami to zauważyliście w komentarzach i chociaż na Facebooku nadal piszą pieśni pochwalne po premierze – nie da się Was oszukać.
Mam więc nadzieję, że po drugim odcinku będziecie tak samo zadowoleni – jak Ja 🙂
Serial wrócił na właściwe tory. Po raz kolejny okazało się, że idealnie obsadzeni aktorzy potrafią dać z siebie wszystko, a wystarczy tylko dobrze napisać fabułę, a przede wszystkim dialogi.
Pojawiła się Klaudia Halejcio, w roli córki szefa, a przede wszystkim nowej asystentki Pawła. Jak na razie nie mam zastrzeżeń. Oczywiście to nie jest kreacja aktorska pokroju Eryka Lubosa, czy Doroty Pomykały – ale grana przez nią dziewczyna jest naturalna, pewna siebie i przede wszystkim śliczna – co zdecydowanie jest plusem dla męskiej części widowni.
Katarzyna Zielińska w roli reporterki pojawiła się na ekranie przez kilka chwil – więc nie mogę i nie chcę jej oceniać.
Wszystko zagrało jak w dobrze naoliwionej maszynie. Od Burmistrza, który szuka przestępczości w Białej (o ile zakład, że to on pochował flagi), po rozmowy w Warszawie, na powrocie Stanisława kończąc.
Ano właśnie. W końcu wrócił Stanisław – zdradziecki mąż i ojciec. Wiemy, z jego opowieści, że do miasta jechał długo, a jego środkiem transportu był autostop.
Wrócił w idealnym momencie. Między Kazimierzem, a Halinką zaczynało pojawiać się to „coś”. Delikatne pocałunki i zwierzenia. Na razie przyjacielskie, aczkolwiek z braku Irminy (kto wie, co stało się z tą bohaterką w drugim sezonie?) i mężczyzny w pensjonacie przyjaźń mogłaby przerodzić się w coś konkretnego.
Wrócił mąż marnotrawny. Na pewno nie będzie mu łatwo przekonać do siebie porzuconą rodzinę (o Halince nie wspomnę).
Świetnie, że zobaczyliśmy Pawła podczas pracy. Nigdy nie miałam nic przeciwko wulgaryzmom w filmie i serialu – ważne aby „wyrazy” pojawiały się w odpowiednich momentach. Tym razem tak było.
Tylko w Klanie zamiast soczystego „Ku*wa” należy użyć czegoś tak durnego jak „Psia kość” 😉 Ale to temat na inną recenzję.
Anka i Paweł pokłócili się. On musiał wyjechać do Monachium, a niespodzianka – parapetówka mogła nie dojść do skutku.
Ale od czego są Darek u Ulka?
Moja ulubiona para w drugim odcinku stanęła na wysokości zadania. Z gipsowym jeleniem pod pachą – tak bardzo niepasującym do wymuskanego wnętrza w Warszawie i kompletem nalewek pojawiła się u samotnej Anki.
Kolacja w modnym klubie i ceny potraw (dokumentowane fotograficznie przez Darka) + dialogi = majstersztyk 🙂
Wszystko mi się podobało. Wizyta u księdza, wybór lalki na samochód i rozmowa z Burmistrzem. Naprawdę to nadal jest najmocniejszy element w „To nie koniec świata”.
„Z próżnego to nawet Archimedes nie naleje” 😀
Mogę pisać i pisać. Będę wszystko chwalić 😉 Tak się cieszę, że każde zdanie z drugiego odcinka może być tytułem tej recenzji.
Tego mi brakowało w premierze.
+ Laser, który przynosi szmatę! 😀
Będą 4 bobry 😀
„Tak się bawi, tak się bawi stolyca” 😀
Aż mi ulżyło, że po kiepskim starcie 2. sezonu, wszystko wróciło na odpowiedni poziom 😉
Zgadzam się w pełni:) Serial na szczęście odzyskał stołeczno-prowincjonany posmak i o to przecież chodzi:) Anka jest świetna. Bardzo naturalna na ekranie. Niby eteryczna, delikatna, ale chuliganka – Antek – mimo wszystko. Duet Stanisław-Kazimierz świetnie skrojony, trochę jak z czeskiego serialu „Pod jednym dachem”. A marnotrawny małżonek w szafce kuchennej – świetne, że o scenie Pszczółka i Truteń na wywiadzie przedmałżeńskim u proboszcza nie wspomnę!!! Poezja prowincji:)
No i jeszcze dziwnie krzyżujący trajektorie z Anką doktor Adam T. Jak na speca, trochę gołowąsem daje, ale do wybaczenia. Nie trzeba wróżyć ze szklanej kuli, żeby przekonać się, że będzie iskrzyć…;)