Postanowiłam, że dzisiaj nic prywatnego nie wpłynie na moją recenzję 😉 Skupię się, zrelaksuję i samotnie zobaczę nowy odcinek.
Po kilkunastu minutach zaczęłam się jednak nudzić. Postanowiłam, że nie będę bardzo krytyczna… Ale poza kilkoma fragmentami dzisiejszy wieczór z Lekarzami zaliczam do mniej udanych.
No nuda mości Państwo.
Co tu dużo mówić. Relacje Alicji i Maksa nie posunęły się ani o jotę. On się zastanawia nad wyznaniem jej miłości, przy wsparciu przyjaciół i znajomych.
Po raz kolejny żałuję, że jest tak mało Piotra – ordynatora ginekologii, który w dziesiątym epizodzie zawitał na dosłownie 10 sekund.
Taki odcinek jak to mawiała moja babcia „po łepkach”. Beata dowiedziała się w końcu, że jej ojciec ma raka. Alicja dowiedziała się, że jej ojcem najprawdopodobniej jest Leon, a Elżbieta dowiedziała się kto stoi za podpaleniem szafki wychowawczyni.
Okrutnie słabe sceny w domu Jivana. Dzieci zagrały zgodne rodzeństwo tak, że bolały zęby.
Małaszyński słabiutko, Różczka tak sobie (jedynie scena z ostatnich minut odcinka daje radę).
Operacje były i tradycyjnie je doceniam. Szkoda, że poza rozbabranymi bebechami i krwią nie możemy zobaczyć guzów (nowotworów), które nie „naciekają”. Szczerze mówiąc zdecydowanie jako przykład pracy lekarzy wolę „Sekrety chirurgii” na TVN Style i doktora Szczyta. Te łamane nosy, korekcje fałd brzusznych – tu naprawdę zagląda się bohaterom do wnętrzności.
Najciekawszym momentem odcinka był taniec Ordy w różowym szlafroczku i jego reakcja na widok Alicji. Denerwuje mnie Sylwia, która uważa, że związek chirurga i pielęgniarki nie jest niczym dobrym, a jeszcze bardziej wkurza mnie reakcja doktorka, który po wypiciu szklanki wody „duszkiem” obawia się, że jego romans wyjdzie na światło dzienne.
Podobnie wkurzyli mnie Alicja i Maks. Ich przełożony stracił przytomność. Nie tylko szef ale również przyjaciel i wzór do naśladowania. Oni zamiast trzymać kciuki za jego zdrowie, zamartwiać się i jak to chirurdzy – szukać rozwiązania, oparci o barierkę, uśmiechnięci rozmawiają o pierdołach.
Nie było w zasadzie Beatki i to duży plus tego odcinka (okazało się również, że dziewczyna ma serce i postanawia wypuścić złowioną rybę).
Trzymam kciuki za Leona.
Odcinek 10 dostaje ode mnie 2,5 bobra.
Orda masz racje byl przeslodki w rozowym szlafroczku, ten bohater staje sie powoli moim ulubiencem. I tez sie ziritowalam, ze nie chce przyznac sie do pociagu do siostrzyczki 😉
Zdecydowanie najsłabszy odcinek, po raz pierwszy krytykuję Lekarzy…
Maks był do bólu wkurzający, zaprzeczył swojemu wcześniejszemu zachowaniu wobec Alicji, mówiąc Jivanowi, że chodzi o łóżko. To było takie słabe, nawet jeśli to miała być oznaka strachu przed wyznaniem uczuć…
Więdłocha grała tak sztucznie, że aż mnie zemdliło. Widać to zwłaszcza w jej reakcji na wiadomość ojca, że ma nowotwór.
Zaczynam rozumieć tych, którzy podali w sondzie Alicję jako najbardziej irytującą postać. Ciągle szczerzyła zęby, nawet gdy rozmawiała z Maksem po operacji Leona. Taka tragedia, a oni nagle zbaczają z tematu. Kompletnie niepotrzebne to było według mnie.
Mistrzowski taniec Ordy był zdecydowanie najmilszym momentem odcinka! 🙂 Być może w naszych szpitalach są obawy o plotki i reputację, gdy lekarz zwiąże się z pielęgniarką, ale tutaj? Tutaj ten motyw nie pasuje, przecież wszystko jest takie idealne… Kto miałby plotkować? Kogo by to ruszyło?
Jestem zszokowana poziomem odcinka, totalny spadek formy.
Wątek Alicji i Maksa w tym odcinku to żenada…
mnie wkurzyl Maks jak rzucil tekstem ktory sugerowal ze chodzi mu tylko o sypianie z Alicja, sama sie juz pogubilam, scenarzysci powinni nieco zmienic ten dialog bo byl do kitu, wychodzi na to ze Maks to facet, ktoremu zalezy tylko na seksie z Alicja, jeszcze ten tekst „beata chociaz wiedziala czego chciala i sprawialo mi to przyjemnosc…” masakra jakas!