TVN zakończył serial Lekarze.
I mimo, iż będzie mi brakowało Leona, Elżbiety, Ordy, czy Karkoszki to sumując całe pięć sezonów uważam, że dobrze się stało.
Finał był ciekawy. Cieszę się, że pojawili się wszyscy bohaterowie – chociaż nie ukrywam, że ubolewam nad ilością czasu antenowego, który został im poświęcony.
Alicja – główna bohaterka serialu, od której wszystko się zaczęło w finałowym epizodzie nie powiedziała ani słowa.
Żałuję, że jedyne co wiemy o jej życiu to: „z Kubusiem jest lepiej”.
(Nie wiemy jakie ma plany, czy wiąże życie z Toruniem, jak układa jej się z Andrzejem itd.)
W odcinku również nie zauważyłam Beaty z Filipem, czy rodziny Jivana.
Trudno. Nie będę zbytnio narzekać, tylko podsumuję wydarzenia 😉
I pierwszy komentarz, który ciśnie mi się na usta: „Ja to już gdzieś widziałam!”. A i owszem. Zakończenie przygód bohaterów ślubem to chyba domena wszystkich produkcji TVN, które pogubiły się po drodze. Podobnie było z Przepisem na życie, czy Teraz albo nigdy.
W w/w wymienionych przypadkach pierwsze sezony były bardzo dobre, później scenarzyści zaczęli mieszać w wątkach i po wielu perypetiach kończono produkcję zaślubinami.
W Lekarzach to nie był ślub głównych bohaterów, bo takowi już nie istnieją. Maks zmarł, a Alicja wyjechała 😉
Na dodatek ich wesele już było (chociaż jak pamiętamy sielanka nie trwała długo).
Wracając do finału.
Na duży plus Michał (Mecwaldowski), który nie dogada się z ojcem. Karkoszka oskarżył syna o wszelkie zło i nie przyjął żadnych argumentów.
Świetnie zagrane sceny.
Pojawił się jeden z moich ulubionych bohaterów – czyli pies adoptowany przez lekarza. Brakowało mi jego obecności od dawna, więc produkcja mile mnie zaskoczyła. Ubolewam, że nie dowiedzieliśmy się niczego o znajomości z Pauliną – chirurgiem plastycznym.
Występ Moniki Buchowiec był zapowiadany jako „niebagatelny”. Niestety aktorka pojawiła się jedynie w epizodzie z Mursal.
Brakowało mi scen z prywatnego życia Karkoszki Juniora. Ale już nigdy nie dowiemy się jak zachowuje się po zamknięciu drzwi do domu/mieszkania. Szkoda, że nie zobaczymy go w rozdeptanych kapciach 😉
Z pracy odeszła jedna z moich ulubionych postaci – Dr Pekold.
Basia przygotowała dla niej niespodziankę, upiła się i wyznała Leonowi, że może wyjechać na staż.
A on spokojnie, jako jej mentor doradził jej wyjazd do USA.
U Wanatów tragedia. Irmina uciekła. Pokochała dziecko, które nosi w łonie i nie bacząc na szantaże i podbijanie stawki przez jej rodzinę postanowiła, że nie będzie surogatką tylko matką.
Siostra Przemka czuje się lepiej. W wolnych chwilach tłumaczy Zaniewskiej decyzje brata i swata parę.
Był namiętny pocałunek, a nawet bilety na koncert.
W ostatnich minutach Annę zaczepił tajemniczy mężczyzna z przeszłości. Czy dane jej było się spotkać z Karskim? Tego nie dowiemy się już nigdy.
Sprawa odcinka, czyli przeszczep wątroby dla samotnego ojca bliźniaków – całkiem udana. Na plus matka dziewczyny, która musiała podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu.
Smutne, że lekarz w wieczór kawalerski musi jechać do pacjenta i nie może świętować z najbliższym przyjacielem. Nie wiem czy w Toruniu znane jest powiedzenie „Nie ma ludzi niezastąpionych”…
Para młoda bawiła się w rewelacyjnych przebraniach inspirowanych latami 70-tymi tylko ze swoim przyjacielem – Leonem.
Liczyłam na dużą imprezę. Nawet kosztem operacji z odcinka. Byłabym usatysfakcjonowana, gdybym zamiast sali operacyjnej zobaczyła korowód pracowników szpitala w ciekawych kostiumach. W zasadzie wystarczyłby telefon, że z pacjentem jest wszystko w porządku.
Na deser zaserwowano nam piękny ślub, bańki mydlane i Korę na żywo!
Szczerze mówiąc zdziwiłam się, że Wanatowie zamiast nerwowo poszukiwać Irminy, z uśmiechem wygłupiali się i tańczyli układ choreograficzny 😉
Ewidentnie ostatnia scena była dokręcona na „ostatnią chwilę”, kiedy aktorzy dowiedzieli się, że czas „Lekarzy” dobiegł końca.
Czy mi się podobało?
Mam mieszane uczucia, jednak z przewagą tych pozytywnych.
To z pewnością był najlepszy odcinek w tej serii. A gdyby poważniej się zastanowić – to nie przypominam sobie już od dawna tak udanego epizodu.
Oczywiście muszę odjąć za tańczących Wanatów i kilka, innych bzdur. Ocena i tak będzie wysoka.
4 bobry.
PS. Niebawem wcześniej zapowiadane TOP 🙂
Taką wypowiedź zamieściłam na stronie głównej „Lekarzy” i tu ją podtrzymuję…
Myślę, że gdy montowali ten odcinek, to nie wiedzieli jeszcze o końcu serialu. Tylko ostatnie zdjęcie całej ekipy ma być formą pożegnania. Zostały wątki otwarte – „kochanek” Zaniewskiej, dziecko Wanatów (swoją drogą nieźle się bawili na ślubie, gdy zniknęła Irmina…), Basia i Leon… Dużo wymieniać.
Uwielbiałam ten serial od pierwszego odcinka. Ale ten sezon oglądałam już na siłę. I choć Danuta Stenka to moja ulubiona aktorka, to nie żałuję końca. Tęsknić nie będę… Żal mi tylko dobrze zapowiadającej się historii z pierwszego sezonu – wtedy ten serial miał potencjał, miał to coś – kolejnych nie wspomnę.
Witam!
Czy będzie recenzja finałowego odcinka 1 serii ,,O mnie się nie martw”?
Gratuluje Pani pióra. Świetnie Pani piszę 🙂
Pozdrawiam 🙂
Jakby nie patrzeć ja również cieszę się, że serial został „szczęśliwie zakończony”… Cały sezon czekałam na najbardziej „kundelkowego rasowca” i troszeczkę jestem usatysfakcjonowana, ze w ostatnim odcinku się pojawił 🙂 Serial pozostawia wiele spraw nie zakończonych, ale wyjaśnianie niektórych wątków mogłoby je jeszcze bardziej zagmatwać. Żegnamy „Lekarzy” i czekamy na nowe produkcje TVN, podobno komediowe (byle nie w stylu „Samej słodyczy”)….
zaciekawiona będzie – w przyszłym tygodniu za wiele do napisania nie mam, więc nadrobię zaległości. Jakie miłe słowa 😀 Naprawdę dziękuję!
ania 100% racji. Widać było, że kręcono już po informacjach o kasacji. Z jednej strony żałuję, z drugiej mam takie same odczucia jak i Wy. Oglądałam na siłę, w zasadzie zmuszając się do pisania recenzji po kolejnych odcinkach, w których nic się nie działo. I jeszcze brak bohaterów pierwszoplanowych…
emka – też czekałam na psiaka bo jest świetnym aktorem 😉 Tak jak pisałam w recenzji żałuję, że nie zobaczyliśmy młodego Karkoszki prywatnie.
Czekam na nowe seriale. Mam nadzieję, że będą rewelacyjne 😉
szkoda mimo wszystko
Wiecie co , miała być szósta seria , możliwe że gotowy był prawie cały scenariusz , podejrzewam że około 10 odcinków. Zosia Wichłacz w Maglu Towarzyskim wspominała że jej bohaterka miała się rozkręcić i mogliśmy zobaczyć jej nowe oblicze , a później miała wyjechać i być może wrócić na możliwy siódmy sezon.
Samego serialu mi nie szkoda , bo nie oglądałem , szkoda mi scenarzystów ślęczących godzinami nad tekstami , nieważne czy pracują w formule „writer room ” czy nie , aktorów i wszystkich innych ludzi tracących pracę z dnia na dzień.