Ostatnio chwaliłam wątek Natalii. Dzisiaj nie wiem co napisać…
Uparta żona szuka dowodów na niewinność męża, a kiedy znajduje poważnego świadka odbija się od ściany. Dlaczego nie zgłosiła sklepowej na policji?
Podobnie z rozmową z małoletnim sąsiadem – idealnie spaprana robota. Jeśli dzieciak rzeczywiście konfabuluje to mogła kupić mu sok, czy dać kilka złotych na przyjemności.
Straszenie gagatka przyniosło odwrotny skutek. Z aresztowaniem włącznie.
Dowiedzieliśmy się jedynie, że dobra Natalia ma romans z przystojniakiem.
Córka, ojciec i przygotowania do ślubu. Ten wątek jest mniej interesujący niż skubanie pierza. Mówi się z przekąsem, że „emocje jak na grzybobraniu”. Szczerze mówiąc zbierając podgrzybki miałam więcej frajdy, niż obserwując dzisiejsze wygibasy w furgonetce.
Krótkie wtrącenie – Czy Marcin jest, aż takim debilem, aby wnosić do więzienia narkotyki? Przecież Magda znalazła biały proszek w jego kieszeni, a godzinę wcześniej Miller miał odwiedzić ojca i przejść obok wytresowanego psa…
Może ja coś przeoczyłam – napiszcie gdyby tak się stało.
Sylwia nadal lokuje pieniądze pod fałszywymi nazwiskami. Ciekawe co na to powie dumny z „uczciwej pracy w myjni” ojciec.
Zalew przeciętności. W zasadzie jezioro.
Ze zbiornika banałów wypłynęła Anna, a raczej rewelacyjna figura aktorki.
Pani Beata w pończochach i kusej haleczce wyglądała rewelacyjnie.
Olaf z irytującego staje się niebezpieczny. Poczekam jeszcze na rozwój wypadków, ale ten wątek nie ma prawa zakończyć się happy-endem.
Na koniec jeszcze mała „pierdółka”, która też niespecjalnie przypadła mi do gustu – montaż.
W zamierzeniu – trzymające w napięciu wątki Natalii – rozmowy, szukanie świadków, smutek, pobłażliwe spojrzenia przed szkołą i za sekundę „pimpirimpii” skoczna muzyczka – i pieczenie szarlotki u Anny.
Ale to może już się czepiam 😉
Myślałam, że nie wymyślę nawet trzech zdań opisujących dziesiąty odcinek. Jakoś się udało 😉
Za Annę przede wszystkim – 1,5 bobra.