Za nami ostatnie spotkanie „Żon” w tym sezonie.
Nie mam zamiaru osądzać, czy komentować życia jakiejkolwiek z Pań.
Oczywiście zazdroszczę luzu finansowego, pięknych ubrań, czy samochodów – tak po ludzku 😉
ALE.
Trzeci sezon był najsłabszym w historii.
Owszem był ślub Iwonki i wyprowadzka Nicolasa – ważne wydarzenia w życiu, do których zaproszono kamery telewizyjne.
Najwspanialszym prezentem nie był luksusowy Bentley, tylko Rodrigo, który nauczył się piosenki Dawida Podsiadło i zaskoczył swoją ukochaną Helenitę. Ogólnie trudne początki zapoznania się z niuansami naszego języka to najlepsze momenty serii.
Chyba to ważniejsze niż blichtr, drogie mieszkania, torebki i inne pierdoły.
Zabrakło mi kultowych cytatów i większej szczerości.
Zamiast rozmów o ciuchach, czy zakupach wolałabym kilka szczegółów z przeszłości, czy małej porcji zwierzeń.
I gdzie ten słynny luz i poczucie humoru?
Tęsknię za Panem Stanleyem, który przewracał oczami na nowe pomysły Heleny, czy zwariowanym mężem Ewy, a także rozpieszczającym Kingusię – Chetem.
Jeśli TVN ma takie gwiazdy na swoim pokładzie, to powinien je hołubić i rozpieszczać, a nie szukać zastępstwa!
Ciekawa jestem, czy powstanie czwarta seria i czy którakolwiek z bohaterek ponownie zdecyduje się wystąpić.
Myślę, że poza „hejtami” przydałoby się nasze rodaczki w USA rozpieścić – nawet w formie komentarzy na facebooku.
I bardzo Was o to proszę 🙂